Rozdział 8

DO CZYTANIA WŁĄCZ : SNOWY  WHITE - MIDNIGHT BLUES


(Kathy)


          W nocy przyjechałam do Alex i Stelli złożyć Isabelle spóźnione życzenia...Moja mała księżniczka, najsłodsza dziewczynka na świecie. Gdybym mogła schrupałabym ją, bardzo do Stell podobna. Długie włosy brązowe, ciemne oczka, w jej oczach widać podstępne iskierki, potrafi dość sporo jak na swój wiek. Jest bardzo grzeczna, ale jak każde dziecko posiada swoje odpały.. no w sumie tym się nie różni od swojej mamy. A właśnie gdzie jest ta amerykańska matka-Brytyjka?! Rozglądałam się jak pojebana...
      - Gdzie Stella? - zapytałam Cindy która siedziała na kanapie i oglądała z Alex 50 twarzy Greya. - Ty nie jesteś za młoda na ten film? 
      - Stella poszła pobiegać - rzuciła nastolatka i miała kolejne pytanie w dupie... Kolejna imitacja Stelli. 
      - Niedługo wróci - rzuciła blondynka. To jest podejrzane, jest koło drugiej a jej nie ma... 
      - Patrz wariatko - szarpnęłam blondynkę i wskazałam zegarek. Chyba po chwili zaczęła kontaktować... 
      - Dzwoń do niej, może coś się stało.. albo - Alex nie skończyła ponieważ w słowo weszła jej młodsza panna Johnson. Rzuciłam się na kanapę obok niej..
      - Albo znowu poszła na randkę z tym chłopakiem od sukienki - Cindy uśmiechnęła się sarkastycznie, fajna z niej dziewczyna no ale jest jak Stella, starsza siostra wychowała ją tak jak siebie.. Alex wpatrywała sie lekko przerażona ale po chwili zaczęła się śmiać i powiedziała że juz szybciej u Josha wylądowała... ja jednak uważam że pomysł Cin jest bardziej realny. 
      - Dzwonię - mruknęłam i wyjęłam telefon z kieszeni. Wstukałam numer przyjaciółki ok jest sygnał.. pierwszy.. drugi... trzeci... czwarty .. i nagle poczta. - A TO CHOLERA! - krzyknęła i podeszłam półki z alkoholami wzięłam Gin i tonik... jak nic będę pić!. - Rozłączyła się.
      - Cindy pora spać - Alex pociągnęła ją do schodów, ona grzecznie poszła na górę śmiejąc się z nas. - Co robimy? - włączyła się panika. - Może najpierw wypijemy? - Posłałam przyjaciółce przyjazny uśmiech od razu bez gadania ruszyła do kuchni i przyniosła szklankę z kostkami lodu. Do dwóch szklanek nalałam troszkę ginu i resztę toniku. Blondi wrzuciła kostki lodu. - Spróbuj raz jeszcze zadzwonić.  - spieniłam jej prośbę... pierwszy sygnał... drugi... trzeci i poczta.
      - Weź bo ja ją jebnę jak spotkam - warknęłam, chciałam spędzić noc z przyjaciółkami... ale niestety ciężko będzie dorwać Stellę. - Co się z nią dzieje?
      -  Miała zły dzień - Alexandra zasmuciła się... 
      - Opowiadaj, albo wiesz, że sama to wyciągnę ale z Cindy - powiedziałam i patrzyłam wyczekująco na nią. Mój wzrok mógłby ją mordować, gdyby nie to ze przez lata zadawania się ze Stellą stała się na to odporna
      - Stella dziś miała zły dzień - powtarza się, kiwnęłam głową by kontynuowała. - W nocy spać nie mogła i piosenkę pisała, potem zjawił się Ian z Nikki, nie wiem czemu ale widziałam w jej oczach coś na wzór zazdrości. Nikki obwieściła nam że jest w ciąży, wtedy sie zaczęło. Stell i Iana sporo łączyło, lecz dobrze ze się rozstali.. Jednak po ciążowej wiadomości.. myślę, ze wystraszyła się, ze straci oparcie. Do tego rodzinka pojawiła się w domu 28-letni wujek Stelli Nick wraz ze swoją narzeczoną oraz ciotka Susan z mężem i dzieckiem. Nasza brunetka miała zawsze na pieńku z tym gamoniem Nickiem, wtedy rozpętała się burza a ona wyszła, tak po prostu jak gdyby nigdy nic i spotkała się z... - w jej oczach pojawiła się wściekłość, lecz kontynuowała. - Z Zaynem Malikiem. Potrzebowała kogoś z kim może pogadać bez oceniania, ich zawsze łączyły specyficzne relacje, nie polecam ich przyjaźni ale jej ufam a go mam w dupie...chyba. - urwała na moment, ale otrząsnęła się. - Wróciła do domu nikogo nie było, z tego co wiem przebrała się plażowo i pojechała  na El Matador, a tam spotkała kogoś - normalnie wyplułam drinka.. ale ona miesza w życiu sobie.
      - Kogo? - zapytałam zaskoczona. - Znam go? Osobiście? Fajny? Przystojny? Ej ja do niej dzwonie... - Szybko wybrałam jej numer, przy okazji wypadł mi z rąk telefon. A ten blond karaczan buchał śmiechem.. ja ją zabiję... sygnał pierwszy... drugi... trzeci.
- Telefon Stelli w czym mogę pomóc? - odezwał sie męski głos na co ja wytrzeszczyłam gały.
- Mogę prosić Stellę?
- Niestety nie, teraz się dławi - słyszałam w tle kaszlenie. 
- Dobra to przekaż jej że Katerina dzwoni i siedzi u niej w mieszkaniu.
- Jasne, dobranoc - rzucił i szybko się rozłączył. Ja z tego wrażenia telefon na podłogę upuściłam.
      - Co ducha zobaczyłaś? - Alex pękała ze śmiechu, z tego wszystkiego już po podłodze zaczęła się turlać. Jezu a myślałam ze to ja jestem głupia.
      - Po prostu spojrzałam na ciebie i żyć mi się odechciało - uśmiechnęłam się, oh tak sarkazm, uwielbiam.
      - Kim on jest? - ponownie zapytałam - Nie wiem czy jestes tego świadoma, ale i tak urządzę przesłuchanie.
      - Chłopak z El Matador -blondynka uspokoiła się i wypiła swojego drinka, szybko polała nowego. - znają się z Londynu, ale to był dziwny początek znajomości byli dziś na randce, ale scenę odjebał tu. Pocałował Stell tak namiętnie jak w filmach i w dodatku przechylił, ja myślałam że jeszcze chwila i deszcz spadnie. Stella z płaczem wróciła, wkurzyła się, ale chyba coś zaczyna do niego czuć. Poza tym nie wiem czy słyszałaś kiedykolwiek o akcji z sukienką na premierze filmu Harry Potter w 2012 roku... On ją rozwiązał a ona kazała mu wiązać ukryli się za ścianką reklamową w budynku i zastano ich w niezręcznej pozycji.
      - Kurde jak ja mało wiem o naszej przyjaciółce - mruknęłam cicho
      - Weź jej odpuść - rzuciła Alex polewając kolejnego drinka, poszłam w jej ślady. Jej wzrok stał się nieobecny, zamglony, coś się dzieje z tą dziewczyną niedobrego. Zaczęła zachowywać się jak kameleon 
      - Co cię trapi? - zapytałam, najwyraźniej ją to zaskoczyło 
      - Ślub, rodzina White - Johnson chce zorganizować nam uroczystość. Ja nie chce mieć bardzo wyniosłej ceremonii. Wiem że rodzina White i Johnson ma duży rodowód można rzec że to arystokracja brytyjska. Poza tym trzeba robić wrażenie wizualne. 
      - Chyba dobrze, że chcą wam urządzić ślub - powiedziałam podtrzymując ją na duchu. - O ile nie wybiorą ci sukni. - posłała mi krzywe spojrzenie coś typu "Już to zrobili". - no co ty!
      - Obmyślili wszystko - schowała twarz w dłonie, momentalnie znalazłam się obok niej. - Tak myślę, że nie dam im tej satysfakcji. Zrobię wesele jak z bajki, mojej prywatnej, osobistej bajki.
      - Spoko tylko pamiętaj nie daj se wejść na głowe
      - Harper jest jednym ze spadkobierców White po ślubie spadek będzie też mój. Tylko nie zanosi się aby babcia White umarła - zaśmiałam się.
      - Teorie spiskowe tworzą sie w twojej głowie, nie ładnie, nie ładnie. - dostałam z poduszki w ramię. - Tobie życie nie miłe?
      - Mam pomysł, weźmy jutro zgadajmy się ze Stellą, Lily, Skylar, narzeczoną Nicka i wyjdźmy do klubu. Z tego co wiem chłopacy też gdzieś wychodzą. - u blondynki wyczułam wielki entuzjazm. Jej oczy iskrzyły jak u małego dziecka. WIEM WIEM WIEM!! ONA MA COŚ NA BANI!
      - Rzuć wszystko w cholerę i spierdalamy na Malediwy! - tego bym chciała ach gorący piasek, słońce i boscy faceci...
      - Bardzo chętnie... ale Harper mnie dobija, rozumiem jest zdenerwowany, rozdrażniony, bo egzaminy studia, praca w szpitalu, jeszcze ta sytuacja Stella - Nick - Ja.. I ten głupi ślub.. nie jestem gotowa. I zbyt prędko nie będę. Nie chcę wieczystej kontroli, a co jak się okaże, że nie jestem stała w uczuciach? Pojebało mi się we łbie. Stell niedługo wyjeżdża do Hiszpanii, ja.. wracam do domu. Tak do Londynu, muszę odwiedzić rodzinę... matkę i jej "przyjaciela".
      - Walić facetów! - wrzasnęłam  i doznałam oświecenia... dosłownie nad głową pojawiła mi się żarówka. - Porozmawiaj z Harperem.
      - O czym? - zapytał wcześniej wspomniany chłopak. - Co was kobiety trapi?
      - Idź się ubierz - rzuciłam wywracając oczami. Stał przed Alex w spodniach od dresu i butelką wody w ręku, nie miał na sobie koszulki. Przyznam klata lepsza niż u mojego Andyego. Głupia jestem!
      - Jestem u siebie - warknął do mnie, ja jak to ja pokazałam mu język i poszłam do kuchni. Oczywiście ukryłam się za gzymsem by móc podsłuchiwać i do tego mieć dobry widok.
      - Spać nie możesz? - zapytała blondyna pijąc prosto z butelki gin. Aż mną wstrząsnął ten widok, nauczyła się studentka od siedmiu boleści. Chłopak usiadł obok niej i wyrwał z ręki butelkę. - Ej! - faza I - oburzenie - Dlaczego zabierasz mi wszystko co w życiu najlepsze.
      - A co twoim zdaniem jest najlepsze? - dla mnie zabrzmiało to podejrzanie, tak jakby odkrył tajemnice twierdzy szyfrów. Albo ona coś ukrywa albo to jest rozmowa z wyższej półki.
      - Ty - mruknęla, głęboki wdech. - Jesteś świetny, ale... czy to nie za szybko? mamy dopiero po 22 lata, a już ślub? Harper... - znowu głęboki wdech. - Czym sie kierowałeś? bo chyba nie miłością?
      - A czym twoim zdaniem? - był rozdrażniony, miał nerwowy dyg w nodze... - Wiesz jak Stella ujęła definicję prawdziwej miłości? - blondynka zaprzeczyła kręcąc głową. - Prawdziwa miłość to nie "Kocham Cie nie mogę bez ciebie żyć". Prawdziwa miłość jest wtedy, kiedy niczego nie oczekujesz, o nic nie prosisz, tylko dajesz wolność drugiej osobie a ta mimo wszystko nie chce odejść. Prawdziwa miłość to sztuka, której scenariusz trzeba zrozumieć, to melodia serca którą musisz odkryć. - Chłopak uważnie ją obserwował, niczego nie oczekując. Zatkał mnie serio, to było głębokie  Stell zmienia się na każdym kroku, dla każdego jest inna, ale wartości uczuć rozumie bezbłędnie. - Tym się kierowałem... Niczego nie oczekiwałem,  a zostałaś. Potrzebowałaś pomocy, odskoczni byłem przy tobie. Chciałaś ucieczki byłem... Tak samo z tobą... byłaś mimo iż cię drażniłem, byłaś gdy potrzebowałem towarzystwa, byłaś gdy cię nawet o to nie prosiłem, gdy chciałem się ciebie pozbyć. Byłaś moim nemezis,  jesteś moją narzeczoną. Nie chcę się spieszyć... Jeśli za rok o tej porze 7 października wciąż będziesz, mimo iż nie będę cię o to prosił i nie będę tego oczekiwał.. zastanowimy się nad ślubem. - Ona się rozpłakała, dała mu przelotnego buziaka i po prostu uciekła... do jednej z sypialni na dole. Ja wyszłam z za gzymsu. Nie rozumiałam sytuacji, co się porobiło. Chłopak zobaczył moje zmieszanie...
      - Idź spać - poprosiłam podchodząc do niego. - Jestem z ciebie dumna, a teraz zapomnij, że to powiedziałam, ponieważ nigdy tego nie usłyszysz.
      - Wy wszystkie jesteście niezrozumiałe - mruknął i poszedł do kuchni, stałam niewiedząc co robić, szukać przyjaciółki czy może iść się dogadać z chłopakiem.
      - Dajecie sobie czas? - zapytałam go, jednak nie odpowiedział. Posłał mi burzliwe spojrzenie, usiadłam na kanapę rozmyślając.
          Zdawali się być parą idealną, beztroską, kochającą. Jednak coś musiało się zawalić, może ta nieprzemyślana decyzja? Moja matka w ich wieku miała już dwójkę dzieci, ale w sumie czasy się zmieniły... kobiety stają się twarde i niezależne, a mężczyźni zachowują się jak cioty... Jednak trzeba mieć wielkie serce, i sporo cierpliwości pozwalając odejść drugiej osobie. Tylko pytanie... Czy to nie jest głupota?

(Alex)

         Płakać nie będę , nie mam po co... bo chcę przerwę? Jednak czemu to boli?Czy to aby na pewno powinno być tak ułożone, w tej układance brakuje czegoś. Nie jestem pewna czego... Byłabym mniej wściekła, gdyby to była moja decyzja. Rok. Czy. To. Nie. Za. Dużo? Co jeśli zakochanie zniknie? Co jeśli to przywiązanie... Pewna młoda kobieta kiedyś mi powiedziała "Wiesz co boli bardziej niż zakochanie? Przywiązanie!" Nie pomyliła się, już tego doznałam, doznał każdy, nie łatwo jest zrezygnować z osoby z którą, tak wiele cię łączyło, która była twoim koszmarem sennym, oraz wyśnionym marzeniem, była przyjacielem, mężczyzną życia (w danej chwili), kochankiem, wszystkim... To zbyt łatwe, ile trzeba było przejść by to zrozumieć, to zbyt łatwe... Spojrzałam w lustro, ślady łez na moich policzkach, czerwone oczy i nos... jednak płakałam, płakałam przez to, że nie wiem czego chcę.  Jak sobie radzić? Wyolbrzymiam? Dziesięć...- oddychaj głęboko, dziewięć... - pomyśl o czymś przyjemnym, osiem... - głęboki oddech. siedem... - to coś nie działa, - sześć... - kto normalny liczy od tyłu, pięć... - spokój, samsara, nirvana katharsis, cztery... - jesteś głupia, trzy... - w dodatku jesteś blondynką, dwa... - przez swoje zmieszanie tracisz szanse na lepsze życie, uczucie, jeden... - bomba wybuchła. Ja wybuchłam płaczem, czy taka jestem? nie doceniam tego co mam? Czego ja się spodziewałam? to Harper?! Mój narzeczony, który mnie kocha i daje mi czas daje mi rok, a teraz walczę z tym uczuciem. Odrzucam je... zostaje pustka.
          Zamknęłam się w łazience, nie wpuszczę nikogo, moja łazienka. Czemu czuje się zraniona? Czy właśnie nie tego chciałam? Jestem za młoda aby wziąć ślub, nie skończyłam studiów, nie chcę znów zmieniać miasta, Co kierowało mną by opuścić dom, by opuścić Doncaster, następnie Londyn? Czy tak jak Stella chciałam się zmienić? Pewnego razu gdy jeszcze mój tata żył powiedział mi coś mądrego "Wyjeżdżając za ocean zmieniasz klimat, nie siebie". Miał racje, nie rozumiałam tego, teraz pragnę słuchać tych mądrości wyssanych z palca. Tato tęsknię. Weszłam do wanny, tak jak miałam w zwyczaju gdy chciałam się ukryć, byłam zła lub zrozpaczona. Rozległo się pukanie do drzwi.
      - Zajęte! - krzyknęłam łapiąc oddech, próbowałam go uspokoić, coś na marne. Łzy ciekły mi na szarą bluzkę, nie przejmowałam się tym. Kobiety czasem płaczą, inne chowają się w wannie.
      - Alex, proszę otwórz - głos męski nie należał do Harpera.. Nick. O niebiosa najłaskawsze, czemu on?! Wolałabym, żeby to był Zayn.
      - Jak śmiesz? Wynoś się! Nie przeszkadzaj - wydarłam się,poczułam lekki ból gardła. Niewiele myśląc okręciłam kran by zagłuszyć pukanie. Słyszałam, że ust chłopaka wydobywała się wiązanka przekleństw kierowanych w moją osobę, akurat to mnie nie ruszy. Po co Harper go wezwał?
      - Alex - Jego głos, młody White. - Wiem, że mnie słyszysz - nie odzywałam się pozwoliłam mu mówić, co ma na myśli. Czułam się okropnie, ból w klatce piersiowej wzmagał się, myślałam że zaraz dostane zawału. Białe ściany pomieszczenia z każdym słowem chłopaka zbliżały się. - Nie zrywamy na zawsze, jeśli dalej będziemy się kochać, jeśli dalej będziemy siebie potrzebować, jeśli nauczymy się żyć bez siebie, ale pozostanie te uczucie które nas ożywia, zbliża i kształtuje wrócimy. Alexandro Grey obiecuję ci, że nie przekreślę ciebie. Ani naszego wspólnego życia. Chcę byś ty również nie mogła przekreślić mnie. - rozłożyłam się w wannie, by nie słyszeć reszty jego słów.
          Czułam się rak ryba, która ostatni raz jest wolna. Kolejna mądrość mojego ojca "Śmierć to samotność i wolność ostatnia".  Nie myślę o śmierci, nie chcę umrzeć, chcę wyłączyć się, chcę żeby mnie nie bolało. Ból jest częścią nas, kształtuje obraz nas samych. Tworzy naszą historię. Każdy ból tworzy ranę nie ważne czy na ciele, czy na duszy, którą z czasem udaje nam się załatać, ale zawsze zostaje blizna... blizna która może zacząć krwawic na nowo. Zaczęło brakować mi powietrza, wynurzyła się z wanny i usłyszałam ciche brzdęki gitary. Zakręciłam kran, który mi przeszkadzał. Delikatne pociągnięcia strun odprężały mnie, dawały nadzieje, wyciszenie. Z łatwością pozbywałam się myśli. Oczyszczałam swój umysł. Wyszłam z wanny, pozwoliłam by woda spłynęła do kratki. Nie miałam ochoty spojrzeć w lustro, bo wiem co zobaczyłabym... Przemoczoną, rozbitą dziewczynę, ze złamanym sercem i chęcią ucieczki. Nie jestem już tą osobą co byłam, prawdopodobnie nigdy nią nie byłam, to tylko kurtyna która miała mnie chronić. Jednak nie wyszło... Otworzyłam drzwi łazienki, lecz nikogo nie zauważyłam. Kto więc grał na gitarze? Z cienia wyjawiła się Stella ubrana w swoją czarną piżamę, na jej czole była maska do spania. włosy w nieładzie, mina jakby przegrała w pokera, patrzyła mi prosto w oczy, chciała ze mnie wszystko wyczytać. Dzielił nas metr, żadna z nas nie chciała się ruszyć. Kamienna twarz brunetki wystarczyła by zaczęły lecieć mi łzy, jej wzrok mówił "Co zamierzasz?". Spuściłam głowę w geście zrezygnowania, ona podała mi kartkę białą, grubą, w dotyku przypominającą tapetę, lub papier ścierny, na niej widniało to, napisane piórem, przez Stell (jej pismo rozpoznam wszędzie):

"Nie, to nie jest czas, ani miejsce na złamane serce
Ponieważ to jest koniec tęczy
Nikt nie może być tu zbyt smutny
Nie, nie chcę odchodzić, lecz muszę iść naprzód
Ponieważ moje życie należy do drugiej strony
Za falami wielkiego oceanu"

          Przecież... to nie ona odchodzi, to ja odchodzę... skąd ja znam ten cytat. Zrobiła to dla mnie wybrała mi odpowiedni tekst bym nie czuła się obco, bym wiedziała, że nie tylko ja mam ciemne dni. Stała tak i uważnie obserwowała moją reakcję, to jak przyswajam sobie każde słowo, doszukuję się głębszego sensu, jak analizuje cytat. Nie miałam odwagi podnieść wzrok na dziewczynę, traciłam wiarę w świat, a przede wszystkim w samą siebie. Nie miałam siły płakać, chciałam się drzeć, by wyrzucić ze mnie wszystkie demony które z budziły się z głębokiego snu. Tym razem alkohol mi nie pomoże, obecność mi nie pomoże, samotność również...  ucieczka jedynym wyjściem. "Fale wielkiego oceanu" . To za nimi powinnam się znaleźć to właśnie tam będę...
      - Nie uciekniesz - odezwała się przyjaciółka z mrożącą krew w żyłach powagą. Przejrzała wszystko... znamy się nie od dziś, czego się spodziewałam.. Jednak to mów wybór, ten właściwy. - Alex nie przez takie coś. - Nie spuszczała ze mnie wzroku, nadal dzielił nas metr, ona obmyślała kolejne zdania, a ja stałam na środku swojego pokoju z mojej piżamy sączyła się woda. W tym momencie mało mnie to interesowało. - Złamane serce będzie doskwierać nawet jeśli będą was dzielić tysiące kilometrów. Jeśli z niego naprawdę masz zamiar zrezygnować stracisz kawałek siebie, który budowałaś przez lata. Jednak nie będę ci mówić co masz robić, mogę cię pokierować, dać radę, oczywiście będę cię nękać przy głupiej decyzji, lecz przy ostatecznej będę cię wspierać. - przerwała, rzuciłam się na nią, przytuliłam mocno. Stella nie pyta, Stella rozumie. Dobrze jest mieć osobę która mimo wszystko będzie przy mnie i nie zostawi. To prawdziwa przyjaźń to jest siostrzana miłość. - Miałaś wątpliwości widziałam - szepnęła mi do ucha. - Wyjedziemy stąd do Londynu.
      - Dziękuję - wychlipałam, stałam w jej ramionach i ryczałam jak idiotka. obróciłam głowę w stronę drzwi, tym samym wydostając się z objęć przyjaciółki. W wejściu stała Kathy i Harper. Patrzyłam mu w oczy, widziałam ten sam ból co u siebie, gdy spoglądałam w lustro. Dziewczyny szybko opuściły mój pokój widząc nasze zachowanie. Byłam niemal pewna, że chłopak jest zły, zły na mnie na siebie, na miłość.
      - Jak się czujesz? - zapytał podchodząc do mnie. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa, wciąż patrzyłam w jego oczy, hipnotyzowały. Teraz zapewne wyglądałam jak wystraszona nastolatka, która miałaby dostać szlaban. On zbliżał się, teraz nie mogłam złapać oddechu. - Nie będziesz się do mnie odzywać? - nadal nie odpowiedziałam, nawet się nie poruszyłam. Czułam jego zdenerwowanie bardziej niż swoje, złapał mnie mocno za ramiona i pochylony nade mną wiercił tunele w moich oczach...
          To co wtedy zrobiłam mogło się odbić na nim, na mnie, na naszej decyzji.  Poczułam jakbym dostała młotem w głowę, zamknęłam oczy czując napływ emocji. Temperatura w moim pokoju rosła, było niewyobrażalnie gorąco, nie mogłam wytrzymać w ubraniach mimo iż ociekały wodą. Jego dotyk paraliżował mnie, ale jednocześnie składał obietnice "Tylko ty, obiecuję".  Nie wytrzymałam złączyłam nasze usta, by nie czuć tej udręki. Chociaż na moment chciałam by wróciło to z początku tygodnia, uczucie, cholerne nienazwane uczucie, namiętność i pożądanie. Złożyłam na jego wargach pocałunek, nie był to pocałunek na pożegnanie, nie był to też pocałunek na pojednanie... Był to pocałunek na zaspokojenie umysłu i ciała. Zarzuciłam ręce jemu na szyję, pozwalając jemu posunąć się za daleko. Jego lewa dłoń spoczywająca na mojej szyi parzyła mnie, za to prawa wylądowała na moim biodrze. Nie przejmował się tym, że jestem mokra. Pragnął mnie tak samo mocno jak ja jego.. W takich chwilach uczucie miłości, zakochania nie istnieje. Jest tylko ciekawość poczynań, intryga, podniecenie, ogromne pożądanie które trzeba trzymać na wodzy, namiętność która wylewa się z każdym gestem, szaleństwo które pokazuje nasze pragnienia. Byliśmy tylko ja i on. Powoli zdejmował ze mnie mokrą narzutkę, robił to zmysłowo jakby czekał tylko na mój sprzeciw, jednak ja nawet słowem się nie odezwałam. Do narzuty leżącej u moich stóp dołączył top. miałam na sobie tylko króciutkie mokre spodenki. Harper z całej siły pchnął mnie na łóżko, właśnie wtedy zaczęła ustępować jego złość, chciał się wyżyć seksualnie na mnie. Nie zaprzeczę, że to jedyne wyjście aby się uspokoić, chrzanić... zawisł nade mną, całował brzuch delikatnie, tak bardzo że czułam łaskotki i wzrastające pożądanie, siedziałam cicho, każdy jęk jaki chciał wydobyć się z moich ust próbowałam zdusić, nie czas na przyjemności.. Ręce chłopaka spoczywały na moich piersiach i masowały  je, usta powoli się do nich skradały aż w końcu osiągnęły cel. Wtedy już zamknąć się nie mogłam jęk mi się z ust wydobywał, brunet wziął to za pozwolenie do dalszej akcji. całował, lizał i ssał....
   
 (Stella)

          Ona jest moją przyjaciółką, owszem martwię się o nią... jednak powinna zrozumieć jak to jest, nie będę ją uczyć jak żyć, nie będę ostrzegała. Niech popełnia błędy, niech zrobi największe głupstwo świata, niech będzie rozdarta, zrozpaczona, niech chce nawet sobie życie odebrać... Ale sama musi sie sparzyć... inaczej nie pozna życia świata oraz wielkiej niewiadomej.Alex musi wiedzieć, że nie jest jedyna... każdy ma swoje demony, ja mam ich wiele i nie mogę pozwolić by ujrzały światło dzienne. Nie mogę pozwolić!

Comments

Popular posts from this blog

Rozdział 2

Rozdział 1