Rozdział 1

(Stella)

      Krzyk, pisk. Cos sie stało? Izzy krzyczy? Obudzilam sie na czarnej, skorzanej  kanapie w salonie i popędzilam do pokoju mojego maleństwa.  Piękna, malutka dziewczynka z blond włosami sięgającym jej do łopatek siedziała na łóżku i płakała. Wystraszyła sie czegoś. Rzadko się zdarza, ze płacze rano. Wzięłam ją na ręce i przytulilam mocno. Szeptałam jej miłe słowa, dawałam swoje wsparcie.  Teraz wiem jak to jest być matką.  My nigdy nie przestaniemy martwić sie o nasze dzieci, nawet jak nie dają nam spać. Nie mogła sie uspokoić. Więc zaczęłam ją kołysać delikatnie. Powoli zaczęła sie uspokajać.
      - Co się dzieje? - przybiegł do pokoju Harper i zaczelam automatycznie sie śmiać.
      - Jak ty wyglądasz? - wydukałam nie mogąc opanowac śmiechu. Nawet Isabelle sie polepszyło jak zobaczyła wujka.
      - Dopiero wstałem - rzekł z udawaną złością. - A czy ty widziałaś się w lustrze?
      - Nawet rozczochrana, ze spuchniętymi oczami, włosami w strąkach, niepomalowana, z lakierem zdartym z paznokci, oraz w piżamie wyglądam duzo lepiej niz ty. - wyliczylam na palcach, moj kuzyn tylko przewrócił oczami. - A ty? Każdy włos ułożony w inną stronę. Za duże spodnie od dresu i powinieneś iść na siłownię, do tego twoje oczy wyglądają jak u ćpuna.
      - Stell w porównaniu do niektórych ja studiuje. - wysapał, siadajac na łózko Izzy. - Wiesz jaki jestem zmęczony, te egzaminy mnie wykonczą. Teraz będzie tydzień przerwy, ale we Francji też będę zakówać.
      - Zachciało ci się bycia lekarzem - wywołałam uśmiech na jego twarzy.
      - Nie mów że nie cieszysz się z tego, że masz mnie obok. Pierwszy dowiem się  na co chora jest Izzy. - ma racje, gdyby nie był obok nie wiem co by się stało, jestem mu wdzięczna za wszystko. Bez niego pewnie przechodziłabym załamanie.
      - Dziękuję, że jesteś - wypowiedzialam i poklepałam go po ramieniu. Moja córka zaczęła juz nudzić się. Puściła ją na podłogę. Od razu poszła w strone kuchni.
      - Mama chodź - usłyszałam piskliwy glos. No tak maleństwo glodne. Z Harperem poszłam do niej.
      - Na co moja księżniczka ma ochotę - zapytałam sadzając małą na aneksie kuchennym skojacym na środku kuchni.
      - Chcę czekoladę - wykrzyczala dziewczynka.
      - A co powiesz na jajko? - zapytał Harper grzebiąc w lodówce. - Zrób dziś zakupy - zwrocił sie do mnie, na co kiwnęłam głową.
       - Wujek ugotuje nam jajka, a my idziemy sie przebrać i poczesać włosy. - rzekłam do córki.
        Poszłam w stronę pokoiku Izzy, ona szła obok mnie. Wyjełam z szafy sukienkę fioletową, białe skarpetki. Moje dziecko nie znosi ubierania się. Włączyłam bajke na laptopie, który stoi na komodzie. Moje szczęście od razu odpłynęło do swego świata. Miałam 5 minut by ją ubrać. Zaczęłam powoli zdejmować piżamkę, lecz niezbyt ostrożnie, ponieważ od razu zaczął sie pisk. Trwało to 10 minut. W miedzy czasie poczesałam włosy księżniczce.
       Wróciłysmy do kuchni i doznałam szoku, na blacie stały jajka w kielszkach, papryka i pomidory ładnie ułożone na talerzykach i grzanki z serem. Harper sie natrudił... nie bylo by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że on nigdy takich śniadań nie robił, nawet dla Alex. Coś mi tu zalatuje. Jeśli znowu chciał mi wyświadczyć przysługę i umówił mnie z jakimś niewyżytym chirurgiem plastycznym który gadał o operacjach biustu.... grrr bedzie biedny! Moje dziecko złapało za widelec i zaczęło zapychać sobie buzię papryką. Karmiłam ją jajkiem zanim zdążyła nadziać kolejny kawałek warzywa.  Przy sniadaniu zwykle rozmawiamy o planach na owy dzień. Harper po zajęciach planuje zrobić kolacje dla Alex. Oczywiście, cieszę sie, że ciągnie go do garów, mam małe obawy, że może zniszczyć mi kuchnie. Doradziłam mu by zabrał moją przyjaciółkę do restauracji, ale jak to u nas w rodzinie... zrobi co zechce... zacznie eksperymenty w moim domu. Blondi przyjatuje o 20.00, więc chłopak będzie miał 3 godziny. Myślę, że się wyrobi. Rozmowe przerwał nam moj telefon.
      - Halo! - rzucilam do sluchawki z buzią zapchaną grzanką.
      - Witaj Stello - moja publicystka. - Mam parę pytań do ciebie im szybciej mi coś sprostujesz, bedziesz wolna. Ok?
      - Nie ma sprawy Mendy - zaczęło mnie zastanawiać w tym momencie powód tego telefonu. - Czemu nie rozmawiasz o tym z Jolene?
      - Kazała sama mi do ciebie zadzwonić - westchnęła. Najwyraźniej też brak jej ochoty na pogaduchy o 7 rano. - Mogę zaczynac?
      - Dawaj, poki Izzy jeszcze je - rzucilam z czego zaśmiała się. Włączyłam głośno mówiący by moj kuzyn mógł się z czegoś śmiać.
       - Wiesz, że w najnowszym filmie, tym do którego zdjęcia zaczną się za dwa tygodnie twojego partnera zagra Josh Hutcherson? - nic nie odpowiedziałam, więc kontynuowała. - Co o nim powiesz?
      - Poznałam sie z Joshem na jednej z gal MTV, jak sie okazało, dobrze sie dogadujemy. Następnie spotkaliśmy się kilka razy na meczach charytatywnych, wiesz... koszykowka, satkowka, football amerykański. - wypowiedziałam i upilam łyk goracej czarnej kawy.
      - Jaki on jest? - dalej ciągnęła.
      - Mily, zabawny, z nim nie można się nudzić, napalony sportowiec, motocyklista, zna sie na muzyce jest utalentowanym aktorem. - odpowiedź moja wynika z tego ze chcę ją spławić.
      - Macie romans? - mialam w buzi kawalek grzanki, którą wyplułam prosto na twarz Harpera. Wydarł się a ja miałam napad śmiechu.
      - Powiesz mi kto wymyslił te pytania? - zapytałam - Jeśli to jakaś gazeta na resztę odpowiedz sama, daje ci wolna rękę.
      - Czyli chcesz jeden z wielkich wywiadów powierzyć mi? - zaskoczyło ją to, tylko przytaknęłam. - A więc do czwartku.
      Nigdy tego nie lubiłam. Rozmowa z własną publicystką jest nudna, rozumiem to tylko formalność. O 7.00 rano dzwoni i cztery litery ludziom zawraca. Jolene to specjalnie zrobiła, cóż jak kobieta namiesza w tym wywiadzie zwolnie ją. Jestem córką najlepszej prawniczki w Londynie. Dobrze jest mieć znajomych którzy się ciebie boją. W sumie, ja taka groźna nie jestem. Tylko w słowach nie przebieram, moje słownictwo ubogie nie jest... Ale gdybym gadała jak profesorka to nawet moja własna córka patrzyłaby na mnie jak na idiotkę a ma dopiero trzy latka. Poszłam w aktorstwo, odkrywam coś nowego, poznaję siebie, świat sławy, co kryje się za tymi wszystkimi kulisami. Z muzyki nigdy nie zrezygnuję, mam w mieszkaniu pianino, trzy gitary, bębenek. Dalej tworzę i daję koncerty. Zaczęłam w końcu godzić sławę z byciem rodzicem. Zwłaszcza gdy moi bliscy są z dala ode mnie, opiekunki to tylko ostatnia opcja. Dziś jest bal maskowy sławnych i bogatych. Pójdę i będę bawić się świetnie, poznam przystojniaka w smokingu. To takie smieszne... maskarada hah. A niektórzy biorą to na poważnie. Jednodniowy romans hah.
      Godzina 8.30, Izzy przed TV, Harper poszedł  do łazienki, wziąć prysznic i ogarnąć swoje włosy. Mi zostało sprzątanie po sniadaniu. Trzeba jeszcze zmyć blat, bo mój śmiech wywołał wojnę. Na szczęście podłogi czyste. Raz w tygodniu, w czwartki przychodzi gosposia oczywiście ma sprzątać tylko jeśli sama sie nie wyrobię. Wszystkie naczynia zapakowałam do zmywarki. Blat starłam mokrą ścierką, następnie przetarłam na sucho. Sprzątanie... jak ja tego nie lubie. Zawsze sprzatałam tylko swój pokój. Dwa lata temu jak jeszcze mieszkałam w Londynie dzieliłam te obowiązki z Alex  i Harperem, teraz mam tylko jego, ale jest tak zajęty studiami i zapracowany, że nawet czasem czasu mu nie starcza by zjeść coś porządnego. Chyba że do akcji wkroczy Isabelle ze swymi humorkami. Wtedy nie ma zmiłuj się, chlopak musi ulec siostrzenicy. Harper dorabia sobie jako asystent w szpitalu, w przychodni, czasem samego go z pacjentami zostawiają. Szkoli sie na pediatre.... Wiem że chciałby być chirurgiem, lecz do tego musiałby dłużej się szkolić. Moj kuzyn ma pracę po studiach jak w kieszeni. A co ja bym robiła gdybym nagle zrezygnowała ze sławy? Myślałam o tym, ale jestem zbyt leniwa by studiować. Zaczepiłabym się jako jakaś dziennikarka, albo bym wylądowała pod mostem. Dzieki Bogu, że mam kasę... Poszłam pod szybki prysznic, ubralam sie na luzie i związałam włosy w kitke.
      Godzina 9.00 pora jechać po zakupy. Pakuję swoją torebkę... gumki do włosów, ciasteczka, picie, husteczki mokre i suche, okulary przeciw sloneczne, portfel, a klucze do kieszeni spodni. Wzięłam dziecko za rękę i weszłyśmy do windy dołączył do nas Herper, spieszy się na zajęcia. Ma dziś przed ostatni egzamin w tym roku. Już nie długo i będzie mógł być lekarzem. Winda w ciągu 3 minut zjechała z 10 piętra na parter. Poszliśmy na parking podziemny. Stoją tam nasze samochody. Harpera bialy Lexus LFA z  2015 roku i mój czarny Land Rover Evoque z 2015 roku. Uwielbiam duże samochody, chociaż bardziej wolę sportowe... Niestety mając dziecko muszę dbać o bezpieczeństwo... w sportowym aucie pewnie złamałabym wszystkie przepisy... Za młodu z moim kochaniutkim kuzynem i moim wujkiem Nickiem robiliśmy wyścigi, źle to się dla nas skończyło. Teraz udaję wzorowego członka amerykanskiej populacji. Zapakowałam Izzy do samochodu, zapięłam w foteliku i sama wsiadłam. Harper zajął miejsce pasażera. Wczoraj mył samochód i nie chce wystawiać go na promienie słoneczne. Pewnie jakaś niespodzianka dla Alex w nim jest. Więc wiozę go na uczelnię i sama jadę prosto do Lidla. Los chciał ze utknęłam w korku. Sobota 9.45... Każdy śpieszy się albo do pracy, albo na plażę, albo na zakupy. Do tego dochodzi sygnalizacja świetlna, zielone pali się 30 sekund a czerwone 4 minuty... Co to ma w ogóle być? Awaria? Denerwuję się. Słyszę trąbienie, ponieważ między samochodami przechodzą ludzie. Gdy światło czerwone zgasło na żółtym pojechałam tak szybko że wbiło mnie w fotel. Zapewne jutro zapuka ktos do mnie do drzwi i wręczy mi mandat... Ee tam.
      W sklepie byłyśmy po 10 minutach. Wzięłam swoją torebkę, Izzy pod pachę poszłyśmy po wózek. Moja mała dziewczynka uwielbia siedzieć w wózku na zakupy. Jest taka ciekawa świata, wszystkiego co jest na półkach . Wzięłam wrzciłam owoce : jabłka, banany, kiwi, pomarańcze, winogrona, gruszki, jagody, wszystkiego kilogram. Przyszła kolej na warzywa: ogórki, ziemniaki, papryka słodka, papryczki chilli, sałata lodowa, kapusta pekińska, pomidory, bób,  marchew, cebula, szczypior, pietruszka, seler. Dalej były stoiska ze słodyczami więc do wózka wpakowałam 4 tabliczki czekolady, 5 paczek żalek, 4 opakowania ciastek Jaffa Cake's, wafle zwykłe, biszkopciki. Potem powędrowałam po chleb ciemny z pestkami, wzięłam jego 5 opakowań i jedno opakowanie chleba tostowego. Moja córka innego nie chce jeść, tostowy chleb ma miękką skórkę. Wzięłam również makaron: lasagne, spaghetti, świderki, kokardki, penne i do rosołu. Koleny był nabiał oraz wszelkiego rodzaju mięsa i ryby. Wzięłam dwa kartony mleka (mało, ale co drugi dzień kupujemy świeże), 2 opakowania wędliny z indyka gotowanego, 2 opakowania wędliny z kurczaka, jedno opakowanie polędwicy i pałkę salami. Wzięłam też rybę makrele, oraz sardynki w puszce dla Harpera 6 sztuk. Z zamrażarki zabrałam 2 tacki piersi z kurczaka i 2 tacki filetów z indyka, tacke skrzydełek kurczaka i steki wołowe oraz schab. Sięgnęłam też  po 4 opakowania litrowych lodów i 3kg worek frytków. Potem skierowałam się do artykułów chemicznych i gospodarstwa domowego. W wózku wylądował ręcznik papierowy (3 opakowania), papier toaletow (3 opakowania), husteczki chigienczne i 3 pak chusteczek mokrych. Wzięłam proszek do prania, plyn do płukania, mydło w kostce (6 sztuk), pastę do zębów (8 sztuk), oraz worki na śmieci. Z pełnym ciężkim wózkiem poszłam do kasy, moje dziecko zaczęło się niecierpliwić, ponieważ dwie osoby stały przy nas i cykały fotki. Nie ma w tym nic dziwnego, że jestem na zakupach. Może to wygląda jak bym robiła zapasy na rok ale u nas w domy zakupy robi się raz na dwa tygodnie. Potrzebne rzeczy które się skończyły kupujemy w pobliskich sklepikach. Wyłożyłam towar na taśmę, z pomoca przyszedł mi ochroniarz. Przeze mnie kolejka ciągnęła się w nieskończoność.
      Wyszłam ze sklepu w zakupy zapakowałam do samochodu i z córką pojechałam do domu. Majac taki leb zapomniałam, że telefon zostawiłam w kuchni. Jolene pewnie będzie chciała mnie zabić... Chrzanić to! Do domu jest nie daleko. Korek się uspokoił, 5 minut samochodem. Wyszłam z samochodu i otworzylam bagażnik. 7 toreb zakupów i jedna skrzynka. Dzieki Bogu na parkingu byli pracownicy bydynku w którym mieszkam i pomogli mi wszysko wnieść na górę. Dalam trzem mężczyznom solidny napiwek za fatygę. Izzy od razu poleciała do swojego pokoiku bawić się, ja wnosiłam torby z korytarza do kuchni. Spojrzałam na swojego iPhone, a tam dwa nieodebrane połączenia od Kathy, jedna wiadomość od Alex i trzy wiadomości od Jolene.

Wiadomość od Alex:
" Stella mam nadzieje że wszystko jest w porządku. Słyszałam o nowym filmie, nawet mi się nie chwalisz.. Jolene dzwoniła w Paradise będzie czekać na ciebie sukienka na bal. Z najnowszego pokazu nie zniszcz i pięknie sie zaprezentuj w niej... Wtedy może będzie twoja "

Wiadomości od Jolene:
" Stell rozmawialam z Alex mam dla ciebie sukienke, znasz zasady co robic"

"Pamietasz? O 14 w Paradise nie spoznij sie"

"Gdzie ty do jasnej cholery sie podziewasz? Byś mogła odpisać.   W porzadku? Słyszałam że Mendy dokończyła wywiad sama. Będziesz musiała jak zwykle jej słowa odkręcić, nie wiem co ona wyprawia, ale znając życie to będzie romans stulecia.. Pewnie będziesz kazała mi ją zwolnic... przyznaj, czasem dobrze sie pośmiać. Lol"

      W pierwszej kolejności oddzwonilam do Kathy, dwa polaczniea, nie wiem czy to cos waznego czy błahostka, ona miewa swoje fazy:
      - No witaj gwiazdo! - wszasnela w tlefon - Co robisz?
      - Bylam na zakupach! -również krzyknęłam - A ty co głucha? 
      - Tak! Co bys zjadła?! - Wybuch śmiechu w rozmowie z nią to normalka, sama jej obecność może poprawić humor nawet w najbardziej spieprzony sposób.
      - Gdzie idziesz? - nie wspomniałam ze to zaraźwe, ale my nigdy nie bylysmy normalne.
      - Na totalnie przegiętą impreze roku dla gwiazd różnego pokroju, a ty idziesz ze mną! - zaśmiała się 
      - To takie chore! Pewnie ze idę - zaczęłam sie śmiać. Poszlam do pokoiku mokjej książeczki, wzielam  ze soba jogurcik owocowy i łyżeczkę. Dziecko musi zjesc. - Wpadaj obgadamy plan.
      - No nie wiem - zaczęła myśleć, chociaz według mnie tylko udaje.
     - Isabelle powiedz dla cioci Kat aby przyjechała - dalam telefon dziewczynce. 
      - Ciocia przyjedź, proszę - maleństwo tak ładnie umie prosic, niezła bedzie z niej aktorka.
      - Bede za pół godziny - rzuciła szybko i rozłączyła się.
      Moja przyjaciółka jest wariatką, dobra ja też lepsza nie jestem. Razem nasza trójka, ja, Alex i Kathy tworzymy jedność. Kazda z nas ma cos co nas dopełnia, wiem ze to jest prawdziwe, i to nie jest to samo co z Sam. Izzy siedzi na podlodze i bawi się lalkami ktore dostała na drugie urodziny od Kat i domkiem dla lalek od Harpera. To juz za kilka dni. Moja księżniczka skończy 3 latka. Jestem z niej dumna. Pamietam jak się rodziła, balam się, nawet znieczulenie nie pomoglo opanowac bólu, pierwsze urodziny miala w Londynie niedlugo potem wyjechaliśmy. Drugie urodziny byly w centrum zabaw dla dzieci juz w USA, byli na nich moi znajomi dzieciaci i najbliższe osoby. W tym roku pewnie bedzie tak samo. Blondyneczka uwielbia towarzystwo, wtedy czuje się taka pobudzona. Zlece organizacje firmie zajmującej się przyjeciami, podam imiona i nazwiska oraz adresy gdzie zaproszenia wysłać. Będzie miała niezapomniany dzień.
      - Kochana moze bys cos zjadła - podaję córce jogurt bananowy i łyżeczkę.
     - Mama, ja nie chcę  - odpowiada naburmuszona. -pobawimy się?
     - Tak maleńka - odpowiedziałam i zauważyłam slodki uśmiech. - Ale pierw jogurcik. - Izzy grzecznie wzięła jedzinko w jedną rączke, drugą rączką ciągnęła worek z klockami drewnianymi.
Zawędrowała do salonu. Usiadła wygodnie na kanapie, ja ją tylko obserwowałam. Otworzyła jogurcik i jadła. Włączyłam jej bajke Frozen, uwielbia to, a mnie wkurzają te piosenki. Dzwonek  do drzwi. Nie musiałam sprawdzać kto to.
     - Miało byc pół godziny - powiedzialam otwierajac drzwi i zasmialam się
      - Moge iść  - odwróciła sie i czekała na moja reakcje.
      - To pa - dawałam ze zamykam drzwi.
      - Stella! - wrzasnęła Kathy. Lubie ją irytować.
      - Przecież żartuje, wchodź - otworzylam drzwi szerzej i polecialam do kuchni, usłyszałam trzask i kroki w moją stronę - Kawy?
      - Late na zimno? - zrobiła maślane oczka. Najlepsza kawa, przytaknęłam. - Mam coś dobrego!
      - Masło orzechowe! - wykrzycgzałam i od razu zabrałam jej z rąk. Kawa była szybko gotowa, jak ja sie cieszę,  ze mam ekspres do kawy. Wyjęłam dwie łyżeczki z szuflady i wzięłam dziecięcy kubeczek z wodą. Izzy pewnie chce się pić.
     - A więc bal - zaczęła Kat, ona uwielbia imprezy kameralne.  - Wiem że idziesz... A w co sie ubieresz?
      - Jeszcze nawet nie wiem... W sumie mam suknie przygotowaną ale jej nie widziałam - no wlasnie a jeśli bede wyglądać jak pajac?
      - Alex nic ci nie wyjaśniła? - zdziwiła sie.
      - Napisała rylko, że mam się spotkac z Jolene w Paradise. - też mi się to podejrzane wydaje. - W ogóle gdzie to jest?
      - To restauracja przy West 190th Street. - dość daleko. - Tam miałaś pierwszą randkę z Ianem.
     - Daleko trochę.  - tylko dlaczego az tam?
      - Myślę, że ona każe Tobie jechać taki kawał dlateg,o by nikt nie domyślił się, że wybierzesz sie na tą maskaradę. - kurcze Kathy naprawde pottafi myśleć.
      - A ty w co się ubierasz? - ona na pewno wczuje się w bal. Niekrorzy olewaja to jak ja i zwylke maja skomne kiecki, a inni balowe wyglądające jak z lat 50.
      - Czarna suknia i oczywiscie maska. - wzięła Izzy na ręce i układała z nią wieżę. - Mała jest podobna do ciebie, ale oczy ma po ojcu.
      - Znasz go? - zdziwiłam sie jej wyznaniem, nie powinna poruszac teho tematu. To dla mnie takie trudne. Posłałam jej mordercze spojrzenie.
      - Już się zamykam - no zrozumiała. Ta dziewczyna mało je, mało myśli w towarzystwie. - To mam pomysł  - postawila maleńką na podłodze i patrzyla na mnie z usmiechem. Babski wypadì.
      Kat wyjaśniła mi na czym to ma polegać.... fryzjer, manicure, makijaż... Dziewczynka jedzie z nami. Pierwszo jedziemy na paznokcie, nie wiem ile nam to zajac moze ok godziny? Potem jedziemy do Paradise. Ona ma już chyba ułożony cały plan i musimy się streszczać. Pojedziemy samochodem Kat, mój i tak każdy zna, a jej nie. Ona jeździ czarnym Audi A8 z 2015 roku. Zazdroszczę, ja sobie kupię mustanga i nikt mnie nie powstrzyma. Ze swego samochodu zabrałam fotelik, zamontowałam go na tylnim siedzeniu w Audii. Spojrzałam na ekran swojego telefonu, godzina 12.30, w sam raz na paznokcie w Nail Place LA Downtown. Nie byłam tam jeszcze, mam swoje manicurzystki. W taki dzień jak dziś trzeba spróbować wszystkiego. Nie wiem czemu ale nie mogę się doczekać. Ale pozostaje najważniejsza sprawa co z Isabelle? Moi rodzice w Uk... muszę podrzucić Harperowi z Alex będą udawać rodzinkę. Myślę że o 16 będzie w domu. Na wszelki wypadek napisze do mniego. Tylko czym by go przekupić?

"Harper, potrzebuję pomocy. Zamiesz sie dzis Izzy od 17.00? Kupie ci co tylko zechcesz..."

Po kilku minutach dostałam wiadomość od kuzyna:

"Kasę zatrzymaj na swoje wydatki... w czasie, w którym mnie nie będzie w USA sprzątniesz mój pokój i zrobisz pranie, okna wyszorujesz, i sciany przemalujesz. Albo dzwoń do centum opiekunek..."

O nie, zamorduję gnoja! Mieszka u mnie i jeszcze sprzątaczką jego mam byc?:

"Za duzo sobie wyobrażasz. Pamietaj że mieszkasz u mnie, zawsze możesz szukać nowego mieszkania"

Szybko dotarła odpowiedź, najwyraźniej bardzo mu sie nudzi:

"Dobra, luz... Tylko sprzątanie ok? O 17.00 bede z Izzy. Wiem co robić..." 


      Więc sprawa z księżniczką załatwiona. Teraz tylko skupić się na przygotowaniach do totalnie głupiej maskarady. Kathy ciągle sie szczerzy, ona jest jak ja znam juz jej myslenie "kartoflane". U nas w glowie jest pure.  Salon manicure jest oddalony 25 min od mojego apartamentu. Najwyraźniej pracuje tam jakaś koleżanka Kat. Wyszliśmy z samochodu i skierowałyśmy sie w stronę wejścia. Izzy spała, więc wzięłam ją na ręce starając się nie obudzić kruszynki. Szczerze to nie jestem do końca przekonana co do pracowników stąd. Nie lubię jak dotykają mnie ludzie, których nie znam. Ale raz sie żyje. Pewnie cała reszta ma ekipę przygotowawczą w domu, dziś nie chciałam fatygować moich wizażystów. Ale fryzjera prawdopodobnie odpuszczę. Napiszę do Treya on zrobi mi cudo z włosow. A i maskę musze mieć, to mi załatwi Lisa - jest moją makijażystką. Więc muszę ich powiadomić. Lisa i Tray to małżeństwo mają dwójkę dzieci Boba i Tatiane bliźniaków ktorzy mają 6 lat.  SMSem do nich zajmę się po maniciurze. 
      W środku salonu było jasno, sciany żółto różowe, eleganckie fotele, piękne białe stoliki. Na kanapie obok stanowiska trzeciego położyłam śpiąca księżniczkę. Kat przywitała się z dziewczyną przy stanowisku trzecim. Ja poszłam do stanowiska piątego, ostatnie wolne.
      - Witam - odezwała sie do mnie dziewczyna, blada cera z piegami, rude włosy, smukła twarz i oczy niebieskie. Po akcencie łatwo poznać, że jest brytyjką, jeśli się spisze dołączy do mojej ekipy. 
     - Dzień dobry - powiedziałam przyjaźnie. - dziś mam ważną imprezę i muszę mieć piękne paznokcie.
      - Nie ma sprawy - zaśmiała się. Postawiła przede mną miseczke z ciepłą wodą włożyłam tam dłonie. - Myślała pani jaka forma zdobienia paznokcia? 
      - Chcę hybrydy - rzeklam z dumą, tylko kurcze co ja chciałam udowodnić, jak juz wspomniałam ziemniak zamiast mózgu.
      - A kolory? Jakieś wzorki? Naklejki na paznokcie? - wyjasniła mi dokładniej.
      - Z kolorem będzie trudno - zamysliłam się, ale ruda dziewczyna cierpliwie czekała aż coś jej powiem. - Nawet nie wiem w co się ubiorę. Lecz myślę by paznokcie były czarne.
      - Całe czarne? - dopytywała się. Może wygladam na świeżaka. 
      -Popisz się -nakazałam z lekką irytacją, której pewnie nie wyczuła. 
      Dziewczyna wzięła sie do pracy. Wyjeła moją lewą rękę z miseczki i osuszyła ręcznikiem. Widełkami usuwała mi skórki.  Zmatowiła płytkę paznokci. Potem spryskała płynem odtłuszczającym i przetarła wacikiem. To samo zrobiła z drugą ręką. Pomalowała paznokcie na jednej ręce bezbarwną bazą i kazała mi włożyć do lampy na 40 sekund. Gdy światło zgasło pomalowała mi paznokcie czarnym lakierem (tak mi się z poczatku wydawało, że był czarny). Tą czynność powtórzyła jeszcze dwa razy. W ostatniej fazie znowu użyła bezbarwnego lakieru - Top. Zabrała się za malowanie drugiej ręki. Bacznie ją obserwowałam, robiła to tak szybko i tak sprawnie, musi mieć niezłą wprawę. Gdy skończyła zapytała mnie o efekt. Dopiero wtedy zauważyłam, że paznokcie pod swiatło mienią się na srebrno. Zaskoczyła mnie.
      - Jestem pozytywnie zaskoczona - przyznałam i zauważyłam że młoda dziewczyna oddycha z ulgą. - Polecę ciebie znajomym. Jak masz na imię?
     - Bonnie, prosze pani - podała mi swoją wizytówkę. Super laska robi nawet paznokcie w domu u klientow, najwyraźniej ma własną firmę. Ja mogę pomóc jej się rozkręcić, niech zna moją dobroć. - Należy się 20 dolarów. - zapłaciłam dizewczynie i pożegnałam się.
      Poszłam w stronę Kat która prawie spała na tym fotelu, jej kumpela coś opowiadała. Eh mnie też to wkurza. Takie są efekty dobrego serducha,  masz sporo znajomych którzy cię uwielbiają a ty ich nie znosisz. Z tego co udało mi się usłyszeć, opowiadała o swoim kocie, że ubiera go w sukienki i kawtaniki. Kurcze, zwierzę traktuje jak dziecko, a jak ja podrapie to zapewne przez okno wyrzuci, jak ja radio. To nie jest normalne. Gdy murzynka oznajmiła że skończyła, moja przyjaciółka nagle dostała powera i zaśmiała się, nie wiem czemu... to Kat... nikt jej nie zrozumie. Tak zapewne reaguje na stres wszelkiego rodzaju. Zapłaciła i wybiegła szybko z salonu, ja pobiegłam za nia ze spiącym dzieckiem na rękach. Czarnula wsiadła na miejsce pasażera, ja w między czasie wsadziłam Isabelle do fotelika. Obowiązek kierowania spadł na mnie.
      - To po co tu przyjechałyśmy? - zapytałam odpalając silnik. Naszym kolejnym celem jest restauracja Paradise.
      - Nastepnym razem jak zechce mi się malowania paznokci w Downtown walnij mnie w łeb patelnią. - skulilł się na fotelu a ja zaczęłam się śmiać jak idiotka. Nie mogłam opanować się, aż zaczęły mi lecieć łzy.
      - Biedne dziecko - wyszeptałam gdy się uspokoiłam.
      Maleńka moja przebudziła się i zaczęła krzyczeć że jest głodna. Całe szczęście, jedziemy do restauracji. Niestety są korki, zegarek w samochodzie wskazuje 13.45. Jak nic się spóźnie. A jeszcze telefon mam w torebce pełnej kobiecych śmieci. Jechałyśmy 30km na godzine przez cały kilometr, potem skręciłam w stronę objazdu i zjechałam na drogę stanową. Zrobiłam tam parę skrętów i o 14.15 byłyśmy przed restauracją. Parking prawie zajęty ale udało mi się znaleźć miejsce. Zatrzymałam samochód i wyjęłam córkę, Kathy wyskoczyła jak kangur, chyba musi do toalety. W środku zauważyłam swoją menadżerkę co chwila spoglądającą na zegarek, nie lubi gdy się spóźniam ale to nie Londyn tu nigdy nie będzie się na czas. Poszłam do stolika, Izzy posadzilam na czerwonej kanapie i sięgnęłam po menu.
      - No w końcu - wzięła głęboki wdech. - Co tak dlugo?
      - A widziałaś co się dzieje w mieście, kilometrowy korek - wyjaśniła. Podszedł do nas kelner, zamówiłam sobie sałatkę i cole light, a dla dziewczynki frytki i sok pomarańczowy.
      - Stella, mam proźbe.. - zaczęła nieśmiało, to oznacza, że mogę być zła. - Mogłabys mówić z amerykańskim akcentem?
      - Serio? - zaczęłam się śmiać, ludzie dookola zaczęli się na nas gapić. Wtedy doszła Kat, też dziwnie się na mnie spojrzała ale w sumie to olała. Zamówiła sobie również sałatkę. - Sieroto...
      - Dobra, nie ważne - Jolene machnęła ręką i dała mi wielką torbę. - Twoja sukienka na dzisiejszy wieczór, nie otwieraj jej teraz.
      Moja przyjaciółka z menadżerka rozmawiały jaki to piękny moment ten bal i wiele innych bzdur. Nawet ich nie słuchałam tylko co jakiś czas przytaknęłam. Moja dziewczynka też miała gdzieś te panny i oglądała bajki na moim iPhone. Najchętniej wróciłabym już do domu, prawdę mówiąc jestem bardzo zmęczona i bolą mnie plecy. Mam nauczkę aby wszędzie brać swój samochód. W sumie nawet godzina nie minęła odkąd tu jestem. Wzięłam do ręki torebkę która leżała obok mnie, obwieściłam moim towarzyszkom, że idę się przewietrzyć i aby zerknęły na moja kobietkę. Wyszłam szybko z pomieszczenia i odeszłam pięć metrów dalej. W torebce miałam awryjną paczkę papierosów. Chyba nie miałam nawet ochoty na palenie. Stałam sobie i bawiłam się zapalniczką,  przechodzili obok jacyś ludzie i nagle mnie ktos zaczepił. Nie mialam najmniejszej ochoty na rozmowę.
      - Cześć Stella - pewna osoba dotknela mojego ramienia, momentalnie odwróciłam się. - Haha wystraszyłaś się.
      - Josh jak miło cię widzieć - no tak mogłam się spodziewać kiedyś i tak bym się na niego natknęła.
      - Ukrywasz się?  Czy może przyszłaś przywitać mnie jeszcze na zewnątrz? - zaśmiałam się, te jego poczucie humoru zawsze mu towarzyszy.
      - Oh, wyszłam prosto do Ciebie - zrobiłam maślane oczka. Sam zaczął się smiac i poklepal mnie po plecach. - A tak serio to nie chce mi się tam siedziec.
      - Ups, panne Johnson cos zirytowało - zakpił, chociaż wiem ze to było nie groźne to zerknęłam na niego z ukosa. - Wybacz.
      - Nie no dobra - zaśmiałam się, humor poprawiony. - Ty lepiej tam leć bo jeszcze zapomną o tobie
      - Wiesz z pozoru gentelman je jestem ale cie nie zostawie tu samej - maślane oczka, i to podziałało bym miala atak smiechu. - Uwazaj bo muchę połkniesz. -Jeszcze bardziej zaczynam sie smiac. Josh też.
      Jeszcze sobie staliśmy i smialiśmy się, dopiero gdy każde z nas sie uspokoiło weszlismy do środka. Pożegnałam sie z kolegą milym usmiechem i poszlam do swojego stolika. Moje dziecko napchało sobie frytek do buzi. Ja grzebałam widelcem w sałatce i co chwila zerkałam na bok w stronę Mr. Hutchersona. Kathy patrzyla na mnie porozumiewawczo. My nie potrzebujemy słów by rozmawiać Jest ciekawa co tam zaszło, kręcę głową że nic, za to ona unosi brew w ramach tego ze nie wierzy. Stukam palcem w zegarek i przekrecam oczami co znaczy ze potem opowie. Przy okazji przyłapałam wzrok Josha, ale udałam, że nie zauważam. Jolene powiedziała ze musi uciekać, ale ma do mnie dzwonić. Chce się upewnić, że grzecznie pójdę i głupot nie zrobię. Po mnie się wszystkiego można spodziewać.
      - Co tam zaszło? - zapytała przyjaciółka. Zapchałam se buzię sałatką.
     -Jo...be...chewił - odpowiedziałam, dziewczyna zrozumiała i zaczęła sie śmiać.
     - Więc to temu dziwnie się zschowujesz? - nieodpowiedziałam, pokazałam jej jezyk i wróciłam do zarcia.
      Jest godzina 15.00 musimy juz wracać. Pogadałyśmy i posmiałyśmy się w miedzy czasie dzwonilam do Lisy, przyjedzie z mężem o 16.00. Nie mogę się doczekać. Harper dziś  musi być bardzo odpowiedzialny. Moge zostawić z nim Isabelle, ale obawiam się,  że zapomni o niej. Kat ciągnie mnie do fryzjera. Jeszcze z restauracji nie wyszłyśmy, kończyłam jeść moją sałatkę i wypiłam cole.  Na blacie stolika zostawilam 15 dolarów i miałam juz wychodzić z córeczką na rękach kiedy to znowu mnie ktoś zaczepił. Tym razem też się wystraszyłam. To był nie kto inny niż...
      - Josh? - nie powinnam być zaskoczona ale jednak jestem. - Coś nie tak?
      - Wszystko w porządku - wyszeptal mi do ucha i podał rękę dla Izzy. - Chciałem sie tylko pożegnać.
      - No tak - usmiechnęłam się. Ostatnio jakas mało mówna jestem. - Niedługo sie spotkamy na planie filmowym, nie tęsknij zbyt mocno - pusciłam oczko.
      - To z tobą mam grać? - zaskoczyłam go, przez chwilę był zmieszany, nastepnie zaczął się śmiać. - Już ci współczuję.
      - Sierotą nie jestem poradzę sobie z tobą - teraz i ja się śmiałam, ale chciałabym gadać dłużej, niestety Kat czekała już w samochodzie przed wejściem. - Więc do zobaczenia za dwa tygodnie.
      - No pewnie, tylko strzeż sie - mruknął co wywołało sporo śmiechu. - Pa - rzucił do mnie i pomachał do Isabelle.
      Dziwny trochę człowiek, jest jak najlepszy przyjaciel. Fuck jak ja nie lubie mieć  przyjaciela. Wolę kolegów, przynajmniej nie wpychają się z butami wę życie. Preferuję miec przyjaciółki. Faceci jedynie mogą być do związków. Ostatmio jak miałam przyjaciela najlepszego to pojawiła się Izzy. Od tego czasu uważam co robię, nie moge siebie na nic narażać, a tym bardziej mojego dziecka. Ona jest dla mnie najważniejsza, chcę by miała wszystko co najlepsze, nie rozpieszczam jej. Po prostu dbam o dobrobytt. To jest dziecko, ona potrzebuje wiele kreatywnych rzeczy, mie zmusza jej do myślenia, ale zwykłe łamigłówki dla dzieci dają mojej dziewczynce tyle szczęścia, że moze zrobic cos co robią starsze dzieci. Ona jest jak Cindy, ktora w dzieciństwie była też bardzo kreatywna i nad wiek mądra. Cieszę się że idzie w ślady naszej rodziny. Chociaz nie chciałabym abo zachowała się jak ja. Zainteresowałam sie nagke tym balem. Kat nic nie wspomniała o swoim partnerze.
      - Andrew idzie z tobą? - zapytłam a ona uśmiechnęła sie i pokręcił głową. Przez myśl mi przeszlo ze poklócili się, lecz gdyby tak było nie uśmiechała by się.
      - Nagrywa teraz jakiś film, gadamy codziennie. - i się zaczęło... wyznania jaki to Andy jest super,  co gdzie robi, jak wyglada, opowiadała mi doslownie wszystko nawet nie przerywałam.
      Tyle razy to słyszałam, w końcu przstałam reagować. Ten Andy mnie wkurza troche... Parszywy kot Garfield wstąpił do naszej paczki. Normalnie nie uznajędo jego członkiem ale dobrze dla Harpera. W końcu ma kolegę. Tak samo Ian Somerhalder, zerwalśmy ponad rok temu, rzadko rozmawiamy. Jest to jeden z kumpli Harpera, ktory był nawey jego swiadkiem. Ian od roku ma żonę Nikki Reed, nie wiem jak długo będą razem. Ja wciąż pozostaję taka jaka jestem, zmieniam się się tylko z wyglądu ale moj umysł nadal jest taki sam, no moze... bo za dużo myślę, wszystko przez człowieka, który kręci loki na kaloryfersze.
      - Stell! Czy ty mnie słuchasz? - Kat mi przerwała rozmyślenia. W sumie dobrze bo w obsesję jakąś popadam.
      - Właściwie to nie - zaśmiałam sie i posłałam jej buziaka, by się nie złościła.
      - Widzisz gszie jesteśmy? - rozejrzałam sie wokół.
       No ba juz na miejscu, przed moim apartamentem na zegarku jest punkt 16.00. Wyskoczyłam jak poparzona. Zabralam dziecko i swoje rzeczy Kathy śmiała sie jak glupia widząc jak się zachowuję i to na ulicy, do toalety mi się zachciało i biegłam jak kaleczniak. Przed windą stała Lisa i grzebała w telefonie, wtedy moj dzwonek się odezwał,  na wyświetlaczu pojapiło się zdjęcie blondyny z rózowymi pasemkami.
      - Lisa - krzyknęłam biegnąc do niej.  - Wybacz za spóźnienie, korki, a ja jade z Paradise.
      - A gdzie to? -zapytała i zmrużyła oczy.
      - Daleko - odpowiedziałam i chciałam nacisnąć już guzik, ale powstrzymał mnie chłopak z recepcji. Zepsuta winda... - To sa chyba jakieś  jaja, co to ma być? Podobno najlepszy apartamentowiec w LA a kurcze winda stoi? Musze dostac sie na 10 pietro z dzieckiem torba i walizka - Lisa jest z walizką, w tej też chwili dołączył do nas Tray z metalowa teczka. - Macie 5 minut by to naprawoc, bo jak nie to nogi z dypy powyrywam temu kto.... - jakaś osoba zakryła mi buzie po bransoletce rozpoznałam Harpera. Nie przestawałam sie drzeć, Izzy zaczęła płakać, wiec blondyna wzięła ją ode mnie i odeszła dalej by uspokoić małą. Obok mnie pojawili sie ludzie z aparatami więc sei zamknęłam. Chłopak do ktorego sie wydarłam zrobił się czerwony. Zadzwonił do kogoś, ale winda zostanie naprawiona dopiero między 17-18. To jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło. Harper pociągnął  mnie w stronę schodów, ja dalej nie zamknęłam się. Ucichłam dopiero na trzecim piętrze, bo zmęczyłam się już.
      - Wyprawa po schodach zajmie nam z 10 minut - odezwałam się. - mam dość.
      - Stell jeszcze sześć pięter - Trey się ze mnie nabija. - Dla ciebie to nic ciężkiego. Chodzisz na siłownię.
      - Tam męczę się dla własnej satysfakcji, tu jestem zmuszona - odpowiedziałam naburmuszona.
      - Mama, daleko jeszcze? - pytała dziewczynka. Zmęczona juz tez idzie po schodach, więc wzięłam ją na ręce. Już czwarte piętro.
      - Jeszcze sześć pięter - odezwał sie Harper i wziął ode mnie dziecko. Isabelle juz nie jest taka lekka, duża z niej dziewczynka.
      - To moze pogadamy - zaproponowała Lisa. W sumie lepsze gadanie niz skupianie sie na schodach.
      - Jestem za, lepiej gadać i zajac myśli czymś innym. - faceci przyznali mi ravje a Izza obwieściła że musi kupke. Harper pobiegl jak porażony. Trzymal dziewczynke pod pachą. Ona oczywiście śmiała się z wujka.
      - Potrafi się nią zająć?  - zapytał Tray, facet nie wie chyba jak to jest jak dziecko narobi w majtki.
      - Zastępuje jej ojca, wiecie... dziwi mnie ze jeszcze o niego nie pytała, nigdy nawet nie powiedziała 'tata" w koncu się nauczy jak pójdzie do przedszkola - tego się obawiam, będę musiała wyjaśniać dziecku czemu tata się nią nie interesuje, wyjaśnię ale jak skończy 10 lat. Do tego czasu może znajdę jej ojca, ktory naprawdę pokocha moją  córkę jak swoją.
      - Kto jest ojcem? - zapytała Lisa, nikt nie wie oprócz moich bliskich,  nawet nigdy nie mowiłam o tym Ianowi.
      - Bezczelny padalec, ktory myśli tylko o sobie i swoich włosach, ciota ktora kreci wlosy na kaloryferze - odpowiedziałam ze złością. - Jak bym go tylko zobaczyła tu obok mnie, zabiłabym go szminką.
      - Co to za jeden? Pogadać z nim? - Tray bohater ludzkości on zawsze broni kobiet.
      - Nie warto - prychnęłam, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Za bardzo przezywam to... Może jednak taka silna nie jestem.
      - Daleko jeszcze? - pyta Lisa
      - Jeszcze trzy piętra - odpowiedziałam.
      Tylko trzy piętra to trzy minuty, mam dość chodzenia i tylko jedno mi w glowie... kanapa i pić. Mam nadzieje ze bede wyglądać fenomenalnie. I ze Alex nie dała mi żadnej sukni balowej, z trenem lub ciągnącej po ziemi. Ja nie lubię sie odstawiać, lecz i tak dostaję, bo wyglądam jak ja a nie jak nędzna imitacja człowieka na czerwonym dywanie noszę co lubię. Jestem przed mieszkaniem naciskam klamkę i ide do kuchni, musze się napić. Z lodowki wyciągnęłam trzy butelki zimnej wody. Dałam mojemu towarzustwu. Jestem zmęczona i nie mam humoru. Moja maleńka siedzi przed tv z bidonem z woda wtulona w Harpera. Zatrzymałam sie obok nich i uwaznie obserwowałam dopoki Lisa nie zaczęła mnie ciągnąć w stronę mojego pokoju. No tak mamy poltora godziny Limuzyna ma po mnie przyjechać o 17.30.
      Pierwszo make-up, Lisa nasmarowała moja twaz wazelina i wklepała podkład. Szykuje się sporatapeta. Kontury twarzy podkresliła brązerem i rozem i to wszystko rozjasniła jeszcze, gdzie nie gdzie wklepała rozświetlacz brokatowy. Moje powieki pokryła cieniem do powiek szarym, nastepnie wymazała je kredka i zaczeła rozcierać. Robiła smoky eye. Dała też złoty żelowy  cień. Eyelinerem nakresliła kreskę. Podrkeciła rzęsy zalotką i pokryła je tuszem. Oczy wyglądały świetnie. Usta pomalowała mi czerwona szminką. Dodała jeszcze koloru mojej szyi i dekoltowi. Wtedy przyszedł czas na fryzurę nie miałam pomysłu więc zdałam sie na Traya. Ufam mu on zawsze zrobi coś fajnego. To jest cos super jak ktoś zajmuje sie twoimi włosami. Wtedy czuje się jak królowa. Chyba zacznę czesciej korzystać z usług fryzjerskich. Uwielbiam to. Do mojego nowego filmu musze przemalować się na blond, jednal wynegocjowałam by zrobić tylko ombre. Łatuwiej będzie zemalować.  Nie maluję włosów normalnie, moje naturalne są  ciemne brązowe, czasami dodaję tylko różnego koloru pasemka. Czuję szarpanie, przeczesywanie, tapirowanie, solidna dawka lakieru do włosów i lokówka.  Co ze mna zrobił? Poczułam coś jeszcze.. maska
      - Zobacz sie - powiedzieli oboje, zauważyłam ich usmiechy, to oznacza ze odwalili dobrą robotę. Spojrzałam w lustro i zaniemówiłam. Moj makijaż idwalnie pasujedo maski, moje włosy idealnie podkreślają makijaż. Moi wizażyści są prawdziwymi artystami. - A teraz pokaż w co się ubieresz.
      - Sama chciałabym wiedzieć - z torby od Jolene wyjęłam piękną sukienkę, czerwona ze srebrem w talii.
      - Na co czekasz ubieraj! - wrzasnęła Lisa wziełam czarne sandałki na obcasie, w uszy wsadziłam czarne kolczyki, pobieglam ubrac sukienkę. W lazience jest biało, wanna duża, zlew z  dużym lustrem obok, szafki czarne z kosmetykami i akcesoria do kapieli oraz reczniki wyprane świeże w wiklinowym koszyku. Ubrałam ubranie wybrane przez moją stylistkę i weszłam do swojego pokoju. Lisa i Tray przybili sobie piątkę.
      - Niczego mi nie brakuje? - zapytałam podejrzanie, stresuje się bardzo nie zostawiałam nigdy dziecka na całą noc.
      - Torebke weź  - podpowiedział mężczyznaj. Weszłam do ogromnej garderoby. Sa tam 3 poltora metrowe wieszaki pokoik z butami, szafki z torebkami i gabloty z biżuterią, oraz kilka manekinow z ubraniami nienoszonymi z pokazów. Alex garderoba jest nieco mniejsza, nie ma oddzielnego pokoiku na buty.
      Równo o godzinie 17.30 przed moim apartamentowcem stała limuzyna, był w niej dobrze mi znany ochroniarz, wysoki i dość przy sobie ciemny mężczyzna w okolicach 45 lat. Przywitałam się z nim. I tyle z naszego kontaktu ani ja ani on za mną nie przepada. Mimo iż mamy lato trochę sie ochłodziło. Mi to nie przeszkadza, w Londynie zawsze chodziłam na krótki rekaw przy takiej pogodzie. Delikatnie zaczyna padać. Pan Wielki pokazał, że ma przy sobie parasolkę. Dobrze pomyślał o tym za mnie. Tak w ogóle czemu on dla mnie pracuje. Muszę pogadać o tym z menadżerką. Jestem ciekawa w co ubierze sie Kathy. Ta dziewczyna na pewno ma jakiś motyw.
      Przed lokalem byliśmy w ciagu 25 minut. Wyszedł pierwszy ochroniarz i rozłożył parasol. Nastepnie przyszłam ja i podeszłam do mężczyzny ktory sprawdzał obecność, podałam swój kod dostępu   i pokazałam zaproszenie. Bal jest anonimowy. W środku,  była ścianka na której gwiazdy pozowały do aparatow dziennikarzy, zapewnie jutro w interniecie lub w gazetach bedzie zgadywanka kim jwst ta osoba. Mnie mogą rozpoznać, chociaż makijaż mam inny niz zwykle.
Przy sciance stała Kat jestem pewna ze to ona, rysy twarzy i tatuaż na nadgarstku. Wyglądała oszołamiająco w swojej kreacji. Motywu nie znam. Podeszłam do mniej i dźgnęłam ją w bok, wystraszyła się, ale skojarzyła że to ja. Zrobiono mi zdjęcia  i weszłysmy do środka razem,  siedzimy przy stoliku nr 22. Stolikow jest 50, są  okrągłe ,  przy kazdym siedzi 8 osób, to jest bardzo duza sala, krwmowo zielona, na ścianach halogeny, oraz ultra fiolet. Pod scianami szwedzkie stoły, oczywiscie posilki będą tez podawane do stołow. Cala impreza ma swój harmonogram. Zajęłam miejsce wyznaczone dla mnie... jak je rozpoznałam? Moj kod wstępu widniał na karteczce ustawionej na talerzyku. Przy naszym stole był komplet. Siedziały trzy kobiety i trzej mężczyźni. Jednego rozpoznałam, nie tylko po obrączce ale i po oczach, siedział na przeciwko mnie. Ian Somerhalder, moj były. Miło mi go widzieć. A wiec kobieta siedząca obo mnje musi byc jego żoną. Nikki.
      Zaczęła sie impreza... prowadzący tez był w masce, co roku jest to ktos inny, zwykle jakiś  aktor. W tym roku jest nim Collin Farrell. Jak zwykle powitanie, omówienie, i nalanie szampana przy czym był toast. Następnie podano owoce morza. Nie jadam ryb ni niczego co pochodzi z wody, wiec swoją porcję oddałam Kat. Pogaduchy przy stoliku. I przyszedł czas na taniec otwierający. Jak co roku.... walc angielski. W tamtym roku tańczyłam z kims. W tym nie chcę. Wiele par zglosiło się, inne osoby istało przy ścianach sali tanecznej, sala naprzeciwko bankietowej.
      - Idź - szepnęła czarnula. Chyba zaraz rypnę ją widelcem. - Robimy zakład?
      - Chcesz mieć okazję  by się nabijać? - zapytałam, pomarzyc zawsze można. - Nie
     -Nikki ma suknie Gucci -rzekla.
     - Mi się wydaje ze to Mugler. - odpowiedziałam, i wtedy zrozumiałam aluzje. Wkreciłam sie w zakład. Kat poszła do dziewczyny w zielonej sukni i po chwili wrociła.
      - Miałam rację. - odpowiedziała i mi się uważnie przygląda. - teraz zatańcz. Colin jeszcze będzie chwile gadał więc znajdziesz partnera.
      - Niby kogo - byłam trochę wściekła.
      - Przy stoliku 30 siedzi dwójka mężczyzn. Ten w czerwonej masce? - rzuciłam jej spojrzenie typu "udław się winem".
      Przechadzałam sie wolno i zmysłowo miedzy stolikami. Oglądałam bukiety ustaeione na nich ,kazdy był inny, lecz łączy  je jeden element... cherbaciana róża. Doszłam do stolika 30. Wyciągnęłam dłoń w stronę chłopaka w czerwonej masce.
      - Białe tango - powiedziałam i uśmiechnęłam sie. Białe tango tzn. Panie proszą  Panów.
      Chłopak ujął mnie i poprowadził w stronę sali. Jego oczy są znajome, nie wiem skąd go znam. Ustalismy na środku tuż pod kryształowym żyrandolem. Colin dziekował sponsorom i zyczył nam tańca brego. Rozbrzmiały dźwieki "Kenny Rodgers - If I Were a painting". Zaczelismy kroki, ten osobnik to dobry tancerz. Wirowałam po parkiecie i wokół niego, moja sukienka bardzo wiruje mimo iż skromna. Cały taniec patrzył mi w oczy, ja probowałam rozgryźć kim on jest. W pewnym momencie przechylił mnie i zauważyłam , że sami tanczymy. Inni wymiękli. Ja czułam się cudownie obserwująca przez wszystkich. Pod koniwc piosenki uklonił mi się, a ja dygnęłam mu. 
Kazdy bił nam brawo i gratulował. Colin podszedł do nas i podarował mi czerwoną róże, mojemu tancerzowi usciskał dłoń. Szłam z mężczyzną do sali bankietowej, nagle pociągnął mnie w stronę stołu szwedzkiego. 
      - Dziękuję  za wspaniały taniec - wypowiedział i pocałował moją dłoń. - Jestem zadowolony ze swojej partnerki.
      - Proszę mi nie pochlebiać, bo się zawstydzę - rzedłam wyniośle i zaśmiałam się. Przydał by mi się wachlarz, gdyż  naprawdę się  zaczerwieniłam. 
      - Bardzo dobre winogrona, próbowała Pani? - sięgnął po kiść czerwonych winogron i mi je podał. Naprawde pyszne.
      - Lepszych nie jadłam. - wypowiedziałam. Podszedł do nas kelner, wziełam od niego kieliszek martini. - Próbował Pan martini? Wyborne. - Podałam partnerowi.
     - W rzeczy samej - mam ochotę smiac się  w niebo głosy, zachowuję się jakbym grała w dumie i uprzedzeniu, lub wichowych wzgórzach. - Może ma Pani ochotę  wyjść sie dotlenić?
     - Oczywiście, przyda się świeże powietrze. - wzięłam go pod ramię. Wyprowadził mnie na tyły budynku do wielkiego ogrodu, ktory był tak piekny, pełno czerwonych i białych róż  altanka, lampki ogrodowe. - Zawsze Pan mowi jakby pochodził ze średniowiecza? 
      - Tylko wtedy gdy dama prosi mnke do tańca - wypalił i posłał uśmiech.  Usiedliśmy na białej huśtawce w altance. Siedzieliśmy w ciszy i sluchalismy piosenki "One Republic - All The Right Movie". Wczułam się w piosenkę  i zaczęłam podśpiewywać.
  
"All the right friends in all the right places

So yeah, we're going down

They've got all the right moves in all the right faces

So yeah, we're going down


Let's paint the picture of a perfect place
They've got it better than what anyone's told you
They'll be the King of Hearts, and you're the Queen of Spades
Then we'll fight for you like we were your soldiers"


      - No bardzo ładnie - wypowiedział słodkim udawanym głosem, zasmiałam się.
      - Chwila słabości.- rzuciłam i usmiechęłam się. Tajemnicza osoba z tego mezczyzny, tylko te jego oczy i ten glos... skąd  ja go do cholery znam.
      - A więc jesteś piosenkarką? - zapytał, dam rękę uciąć , że w jego głosie słyszałam pewność. 
      - Nie koniecznie. - rzeklam i on się zaśmiał, przy nas pojawił się Mr. Wielki i jakis inny mężczyzn. Oni mają  węch  jak psy, wszędzie  nas znajdą. -Mogę być, dziennikarką z Cosmopolitan i przymilam się  do ciebie aby dowiedzieć  się kim jesteś. - wzięłam  głęboki wdech. - Mogę tez być napaloną aktorką szukającą odlotu.
      - Myślę - chwilę zastanawiał się. - Nie jesteś żadną z osób, które wymieniłaś. Masz inny styl bycia. Inaczej się zachowujesz. Gdybyś serio szukała nocnej przygody, już dawno byś się na mnie rzuciła.
      - Noc jeszcze młoda - szepnęłam przybliżając się do partnera. Nasze ramiona stykały się, czuję jego mięśnie... to jest chwila w ktorej zrobię coś glupiego. - Tak jak my - wypowiedziałam i zbliżyłam się.  Pocałowałam go, nie raz, nie dwa, nie trzy i nie cztery... dużo... Rozpadało sie przez szpary w dachu altanki spadały na nas krople deszczu, szybko odskoczyłam od chłopaka. I wstałam. - Może na nas juz pora? 
      - Zdradź mi chociaż ile lat masz - poprosił trzymając moją dłoń. Nie dam mu tej satysfakcji.
      - Kobiet o wiek się nie pyta - szepnęłam do jego ucha, w blasku lampek widziałam jak sie usmiecha. Wzięłam moją różę i weszlismy do środka. 
      - Mogę chociaż prosic o kolejny taniec? - zapytał, w odpowiedzi dostał buziaka, którego oddał. Ja szybko poleciałam go stolika. 
      Usiadłam na swoje miejsce, między Kate i Nikki. Podniosłam wzrok na Iana który posłał mi uśmiech. Odwzajemniłam go. Nie mam do niego żalu, ze się rozstaliśmy. On teraz jest szczęśliwy w małżeństwie, przypomniała mi się  jego ceremonia ślubna... moja będzie lepsza. Iana nadal jeat uważany za członka rodziny. Moja córeczka nawet powoli zaczyna przyzwyczajać się do Nikki, nowa ciocia. Jestem ciekawa co teraz robi moje maleństwo. Za chwilę ma zacząć się pokaz rozrywkowy, ma byc jakas grupa satyryczna. Mnie to nie interesuje. Jest godzina 22.15. Czas szybko leci. Kathy gdzieś zniknęła więc nachyliłam się w stronę innej towarzyszki. 
      - Nikki - dziewczyna z uśmiechem zwrociła na mnie uwagę  Musze wyjść zadzwonic do opiekunki od dziecka. Jak ktos będzie  pytał powiedz ze w toalecie jestem. Proszę  - dziewczyna  kiwnęła głową i przyszedł jakiś  facet i wciągnął ją na scenę.
      Szybko ulotniłam sie znowu do ogrodu tym razem z torebką. Wyjęłam z niej telefon i zadzwoniłam do Alex.
      - Halo - odezwałam sie w tle slyszałam muzyke i stukanie naczyń.
      - No hej w koncu w domu.. - wypowiedziałam.
      - Stella jak tam sie bawisz - zapytała  uradowana, słyszałam jak ucosza Harpera, oby znowu się nieklocili.
      - Jest super, jet ju taki jeden gościu, nie wiem kim on jest jeszcze to wybadam. - powiedziałam i przeszłam do sedna. - Co u Izzy?
      - Harper ją uspał zjedliśmy Chicken Curry. - zaśmiałam sie, mała uwielbi te danie. - Jesttaka słodka,  cudowna dziewczynka, wiesz o co mnie dziś zapytała? - jej ton spoważniał. - Gdzie jest tata?
      - Co jej odpowiedziałaś? -Zawsze obawiałam sie tego pytania. Ona jest taka maluta, a duzo rozumie.
      - Tata, jest bardzo daleko i nie wróci, ma wazna prace ktora sie zajął i nic innego dla niego się nie liczy - przynajmniej sprostowała to.
      - Będę musiała z nią porozmawiać. Moja córka ma dopiero 3 latka jakim cudem az tyle rozumiesz?
      - Wiesz jakie teraz bajki robią  westchnęła i ziewnęła.
      -Idź może  juz spac ja wrócę do domu ok 2 - wypowiedziałam i poprosołaam o jedno. - Dbaj o moje maleństwo tak jakby było twoje. Poźegnałyśmy się i weszłam do środka.
      Usiadłam i w tejże chwili przyniesiono mi drinka. Spojrzałam na Kat i szeroko sie uśmiechnęła ona dziś będzie ostro jechać po bandzie i zasmiałam się. Zjadłam troche sałatki i zaczęła keciec moja ulubiona piosenka. "Coldplay - The Scientist". Czarnula poszła tanczyc z Tomem chlopakism siedzacym naprzeciwko nas. Nikki i Ian też podbijali parkiet. Ja zostałam sama. Dopóki nie zaczepił mnie osobnik w czerwonej masce. Teraz on wyciągnął do mnie rękę, chwyciłam i poszliśmy na parkiet. Leciała piosenka Coldplay jedna z moich ulubionych The Scientist.
       Tym razem tańczyliśmy normalnie, nie bylo walca ani tanga i innych głupich tańców. Byliśmy jedna z wielu par na parkiecie ale jako jedyni pasowaliśmy do siebie, jedo maska koloru mej sukni. Można powiedzieć, że zaczynałam się świetnie bawić, impreza rozkręcała sie, coraz szybsze rytmy. Lepiej niż na niejednym weselu.
      - Więc jesteś dziennikarką szukającą przygody.- wyrwał mnie z myślenia.
      - W rzeczy samej -odpowiedziałam on zaśmiał się. I obkręcił mnie. - Kim ty jesteś?
      - Jestem super bohaterem szukającym muzy - zaczęłam śmiać się. On też, nie wiem kim jest i lepiej to tylko moja glupota. Mam być zapamiętana dziś. Na pewno widziało mnie/nas sporo osób.
      - Oh ja nieszczęsna! - pisnęłam, wzięło mnie na wygłupy. Piosenka się skończyła, a ja podziekowalam za taniec i chwyciłam go za rękę, pociągnęłam w stronę stołu szwedzkiego. - Figi sa ekstra.
      - Te akurat smaczne - powiedział i przyglądał się jak jak jem. Dziwny człowiek. - Jak wy to robicie kobiety? Jecie, pijecie, i inne takie - te jego znaczące spojrzenie. - A szminka nie schodzi.
      - Farba - rzuciłam krótko. On zaśmiał się i przybilśmy piątkę.
      Usiadłam przy jego stoliku. Rozmawialiśmy oczywiście żartowaliśmy. Wszystko co o sobie mowilismy nie było  prawdą. Poznałam kilka osób siedzacych z nim. Miedzy innymi Lily Collins ktora mnie rozpoznała ale jako moja dobra kolezanka trzymała buzię na kłódkę cały wieczór. Było super jedna z najlepszych imprez duzo alkoholu tancow z przyjaciółką  z Lily i z obcymi mężczyznami, oraz moim zamakowanym. 


_________________________________________
Witam rozdział 1 juz jest czekam na opinię
I do zobaczenia niebawem.
Nie spoczne póki nie skończę. 

Comments

Popular posts from this blog

Rozdział 2

Rozdział 8